Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
K
Autor Wiadomość
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2009-11-05, 17:18   K

Imię: Kelpie

Imię: Cerdic
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Człowiek
Wiek: 21
Nierozdane punkty doświadczenia: 2600


Opis postaci: Cerdic to wysoki, mierzący około 6 stóp chłopak. Ma bujne, brązowe włosy opadające na jasne, szerokie czoło. Spod ciemnych brwi spoglądają żywe oczy koloru srebra.


Historia postaci:

    Cerdic urodził się w niewielkim, spokojnym miasteczku, setki mil od stolicy Akilii, w Radenbergu. Gdy był małym chłopcem żył tak jak inne dzieci czas spędzając na zabawach a w domu pod czujnym okiem ojca uczył się czytać i pisać. Jego ojciec zajmował się handlem i do tego zawodu chciał przyuczać syna, jednak Cerdicowi nie w głowie były przeliczniki, procenty i inne dziwne rzeczy o których nie dowiedział by się nigdy gdyby nie jego ojciec. Cerdic wolał spędzać czas na łonie natury, wśród drzew, odkrywając nowe rośliny i poznając zwierzęta oraz ich zwyczaje. Gdy mógł dużo podróżował, lubił odkrywać co kryje się za następnym pagórkiem lub wzniesieniem, rzadko jednak gubił się, bo wiedział że groziłoby to naganą od ojca. Dużo czasu spędzał wśród myśliwych, traperów i leśniczych. Z pasją słuchał ich opowieści o przygodach myśliwych podczas polowań i ze skupieniem wysłuchiwał przestróg i rad. Czasem także zabierali go na polowania.


    Gdy Cerdic wszedł w wiek młodzieńczy myśliwi zgodzili się trenować chłopaka. Nauczyli go strzelać z łuku, tropić zwierzynę i wiele innych przydatnych w zawodzie łowcy rzeczy. Ojcu, rzecz jasna nie podobała się droga, jaką obrał jego syn. Uważał wszystkich myśliwych za gorszych i widział lepszą przyszłość dla swojego syna. Nieustannie namawiał go do pójścia w jego ślady. Cerdic jednak sprzeciwił się ojcu i dalej pobierał nauki u myśliwych. Gniew ojca tłumiła matka i nie zgodziła się by ojciec wygnał go z domu.


    Po niedługim czasie Cerdic został przyjęty do Gildii strażników, której zadaniem było utrzymanie spokoju na granicach. Chronili oni Radenberg i okoliczne wioski przed groźnymi zwierzętami i bandytami. W mieście niewielu ich szanowało, jednak mieli dla niego ogromne znaczenie i nie raz ich poświęcenie pozwoliło uchronić Radenberg przed niebezpieczeństwem. Działali w ukryciu, zatrzymywali napastników w otaczających miasto lasach, nie doprowadzając do bezpośredniego ataku na Radenberg.


    W każdym razie Cerdic kontynuował naukę, jego nauczycielem stał się teraz Oren, lider Gildii.
    Pewnego dnia, podczas rutynowego patrolu, Cerdic zapuścił się dalej niż zwykle i dotarł do oddalonej o kilkadziesiąt mil wioski. Kiedy wyszedł z lasu, na otwartą przestrzeń ujrzał czerwoną łunę nad horyzontem. Bez namysłu pobiegł w tamtą stronę i zobaczył miasto w płomieniach i uciekających w panice ludzi. Od jednego z nich dowiedział się że za wszystko odpowiedzialni są ludzie podający się za „wysłanników” cesarzowej. Podobno rajca odmówił uznania zwierzchnictwa cesarzowej i skończył na palu jak wszyscy którzy odważyli się przeciwstawić. Cerdic bezzwłocznie udał się w drogę powrotną i po dotarciu, poinformował o wszystkim Orena oraz rodzinę. Ale na wszelkie plany było za późno. Następnego dnia, kiedy wrócił do domu, do bram miasta zapukały wojska cesarskie.
    Burmistrz godził się na wszystko. Nikt nie próbował stawiać oporu. Rajca zdradził by własną matkę, byle nie doprowadzić do rozlewu krwi. To było spokojne miasto, strażnicy byli solidni w swoim fachu i od wieków na terenie miasta nie było żadnych walk ani rozbojów.
    Jednak armia cesarska nadużywała swojej gościnności. Każdego kto wydał im się podejrzany aresztowali. Przepatrywali każdy dom w poszukiwaniu kosztowności, a ludziom kazali płacić ogromne podatki.


    Cesarscy polowali na Strażników. Uznali ich za zagrożenie i regularnie urządzali łapanki. W końcu nadeszła pora na Cerdica. Chłopak, wracając pewnego dnia do domu usłyszał krzyki dochodzące z za drzwi. Cerdic wystraszył się i wbiegł szybko do domu. Zobaczył dwóch mężczyzn kopiących leżącego na ziemi ojca. Zapewne nie chciał ujawnić gdzie przebywa syn. Pomimo wszystko był dobrym ojcem. Chłopakiem targnęła fala wściekłości. Wyrwał jednemu z żołnierzy miecz i rozpoczął wściekłą walkę z napastnikami. Nim cokolwiek innego mogło się zdarzyć Cerdic w brutalny sposób zabił obu przeciwników. Uradował się że zdołał ocalić ojca, lecz on sam nie podzielał jego entuzjazmu. Kazał mu uciekać zanim pozostali zorientują się co się stało. Cerdic zrozumiał swój błąd, zabijając cesarskich nie tylko sam naraził się na niebezpieczeństwo ale także ściągnął ich gniew na rodzinę.
    Po raz pierwszy w życiu zdecydował posłuchać ojca. Pożegnał się z matką i pod osłoną nocy opuścił miasteczko. Do okolicy w której wszyscy go znają nie mógł wrócić. Pewnie był już ścigany i wszystkim to ogłoszono. Musiał uciekać.

    Przez kilka lat tułał się po świecie dołączając do miejscowych buntowników, aż w końcu dotarł do Akilii, miejsca w którym żyje cesarzowa, najbardziej znienawidzona przez niego osoba.



Umiejętności:
    Walka dystansowa (łuk)- Uczeń
    Tropienie - Adept


Cechy:
    Chłonny umysł
    Bystry wzrok


Atuty:
    Pozyskiwanie skóry


Postać:
    - Średni łuk refleksyjny
    - sztylet
    - 36 sztuk złota w sakiewce
    - Ubranie: (skórzane spodnie, skórzany pas, naszyjnik gildii łowców*, naszyjnik z monetą*, lniana koszula, skórzane buty)
    -8 strzał za pasem


Ekwipunek:

- dziwna złota moneta z wizerunkiem walczącego niedźwiedzia. Nie ma żadnej wartości, jednak jest ostatnią pamiątką po ojcu. Cordian nosi ją na szyi, na skórzanym rzemyku przeciągniętym przez dziurę w monecie.
- naszyjnik gildii łowców
- sakwa podróżna i pas
- róg myśliwski
- drewniana fujarka
- niewielki bukłak na wodę (pusty)
- koc
- lina (5 metrów)
- hubka i krzesiwo
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




Ostatnio zmieniony przez Faust272 2010-06-08, 18:42, w całości zmieniany 7 razy  
 
 
 
REKLAMA 
Namiestnik

Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Wysłany: 2010-02-09, 04:42   

_________________

Ostatnio zmieniony przez Faust272 2010-06-08, 18:42, w całości zmieniany 7 razy  
 
 
 
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2010-02-09, 04:42   

Gracz: Kastyl

Imię(rodowe): Tellan Varjo
Imię(używane): Thor
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Elf - nieumarły, ale wygląda na normalnego
Wiek: 162 lata - w momencie śmierci
Mana: 130/150
EXP: 1275
Stan: W pełni zdrowy

(STRASZNY) ZIMNY PROFESJONALISTA - Patrz: Cechy






Historia postaci:

Tellan urodził się na Wyspie Istorach. Jego ojciec, Derlis, był kowalem, a matka, Arisa uzdrowicielką. Tellan miał dwójkę rodzeństwa, brata Sentisa i siostrę Minerę. Brat Tellana był od niego silniejszy i lepiej posługiwał się mieczem. Był także szybszy i wyższy. Minera natomiast była bardzo inteligentna i, będąc jeszcze dzieckiem, swymi mądrymi osądami zadziwiała wszystkich. Tellan, nie tak silny jak brat i nie tak mądry jak siostra, był dużo bardziej od nich zręczny i potrafił zawsze ukryć się, lub poruszać niepostrzeżenie.
Derlis bardzo faworyzował starszego syna, gdyż ten znakomicie przyswajał fach swego ojca. Natomiast Arisa większość czasu przebywała z córką, ucząc jej technik uzdrawiania i rozpoznawania ziół. Kiedy Tellan zaczął dorastać, niemal nie spędzał czasu ze swoją rodziną. Jego ojciec uważał go za słabego, gdyż nie był wystarczająco silny by spędzać całe dnie w kuźni, natomiast matka twierdziła, że nie będzie przerywać nauki Minery, aby nauczać Tellana podstaw.
Rodzice elfa nie zwracali na niego zbyt wiele uwagi. Jedynie tyle, żeby mniej więcej wiedzieć, co ich czyni całymi dniami ich syn.
Tellen wpierw całe dnie spędzał ze starszym iluzjonistą, który uchylił mu rąbka swej wiedzy i stał się jedyną bliską osobą młodego elfa. Tellen miał 94 lata, gdy jego jedyny przyjaciel zmarł. Młody elf nigdy nie dowiedział się, w jaki sposób stary iluzjonista zmarł.
Po tym wydarzeniu, Tellen zamknął się w sobie jeszcze bardziej, a jego gorycz, wywołana wywyższaniem jego rodzeństwa przez rodziców, rosła z każdym dniem.
W szeregi zabójców młody elf trafił zupełnie przypadkiem. Tellen lubił myszkować w karczmie ukrywając się w cieniu, wspomagany sztuczkami których nauczył się w młodości. Pewnego dnia, przypadkiem podsłuchał rozmowę dwóch zabójców. Niestety dla Tellena, jeden z zabójców go zauważył i złapał, gdy tylko elf opuścił karczmę. Wiele czasu Tellen przekonywał łotrzyka, że nie miał zamiaru ich podsłuchiwać i tylko trenował swoje umiejętności. Zabójca zostawił go i kazał zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Tellen i tak nie miał komu tego powiedzieć, gdyż jedyna osoba której ufał, nie żyła.
Rok później, Tellena zaczepił inny elf. Zapytał go, czy nie chciałby udoskonalić swoich umiejętności skrywania i walki. Tellen przystanął na tą propozycję dość chętnie, gdyż była to dla niego jedyna możliwość zmiany swojego życia. Młody elf nauczył się walczyć krótkim ostrzem i zgłębił sposoby skrytobójców. Jego nowy mentor szybko zorientował się, że jego podopieczny jest przepełniony goryczą i wykorzystał to, aby zniszczyć poczucie dobra i zła u młodego elfa. Przez to, Tellen niemal całkiem wyzbył się uczuć.
W końcu, po kilkudziesięciu latach, Tellen miał wstąpić w szeregi zabójców. Miał zapomnieć swojego imienia i rodu i przyjąć nowe. Jego nowe imię brzmiało: Thor. Ponadto miał zabić jakąś osobę tylko dla chęci stania się zabójcą.
Jako swoją ofiarę, wybrał swego brata, gdyż nawet niemal wyzbyty z uczuć, wiedział, że nie będzie mógł zabić siostry. Thor nocą zakradł się wieczorem do kuźni, gdzie jego brat kończył pracę. Sentis wykańczał właśnie krótki miecz, który miał zamiar podarować bratu na jego 110 urodziny, gdy Thor zakradł się do kuźni. Santis wrzucił do rozgrzewania stal, aby ją ostatecznie zahartować. Odwrócił się na chwilę, aby osłonić się przed żarem pieca. Wtedy, pod osłoną magii, Thor podszedł pod palenisko, wyjął miecz i zahartował go... w krwi brata, przebijając jego serce. Santis zdołał odwrócić się i zobaczyć twarz brata, która była jak za kamienia, nic nie wyrażała . Thor jeszcze przez chwilę stał nad zwłokami brata, bez żadnego uczucia po czym wyjął miecz ze zwłok Santisa i lekko podostrzył ostrze. W tym momencie do kuźni weszła siostra Thora, która na widok zwłok Sarisa krzyknęła i zemdlała. Thor nie mógł przemóc się, żeby zabić siostrę, toteż zabrał miecz, którym zabił brata i uciekł wiedząc, że na wyspie nie było już dla niego miejsca.

Przez wiele lat podróżowanie i używania różnej maści trucizn, stał się częściowo odporny na ich działanie, choć wciąż nie miał sposobności nauczyć się ich wytwarzania. W końcu dotarł do Telding.

**************************

Nagle młody kapitan poczuł kujący ból w skroniach. Nie dochodziły do niego żadne dźwięki. Zamknął z bólu oczy. Wtedy odczuł wrażenie czyjejś obecności. Ktoś, lub coś znajdowało się bardzo blisko podróżników. Obserwowało ich. Nie mógł jednak rozpoznać, jakie ma zamiary. Nagle ból minął. Otworzył oczy i popatrzył na towarzysza.
- Myślę Thorze, se powinnismy jak najprędzej zbadać ostatni korytas, dokończyć nasą misję i opuścić te nawiedzone kopalnie. Zbyt duszo niespodzianek nas tutaj spotyka.

Nagle przed podróżnikami, jakieś 6 metrów od nich, powietrze eksplodowało bezgłośnym, ale barwnym w wiele odcieni czerwieni płomieniem. Kula ognia średnicy 3 metrów utrzymywała się przez chwilę w powietrzu, a potem zniknęła tak szybko jak się pojawiła. W miejscu gdzie przed chwilą była stał wysoki jegomość ubrany w czarne spodnie, i tegoż samego koloru koszulę, kubrak i płaszcz. Miał na głowie kapelusz, leć był jakoś dziwnie przekrzywiony. To pewnie z powodu pary lekko zagiętych rogów sterczących w górę z czaszki przybysza. Przybysz wyprostował się ukazując humanoidalną twarz z dużymi, spiczastymi uszami zakończonymi złotymi kolczykami w kształcie czaszek. Przybysz miał krwistoczerwoną skórą, gdzieniegdzie czarną, jakby osmoloną. Żółte tęczówki osadzone w przekrwionych oczach spoglądały wesoło na elfa i człowieka. Jegomość nie miał butów, za to zamiast stóp miał koźle kopyta.

Czart złożył głęboki ukłon elfowi wysuwając prawą nogę do przodu i elegancko układając ręce. Był to perfekcyjnie wykonany dworski ukłon dopracowany w takich szczegółach jak ułożenie palców dłoni (czerwonym, zakończonych długimi, czarnymi pazurami). Spadł mu przy tym kapelusz odsłaniając całkowicie kościste rogi i szczecinę czarnych włosów opadających diabłu na czoło.

Demon jakby nie widząc w tym nic niezwykłego zamaszystym ruchem i niezwykle dystyngowanym zgarnął kapelusz z ziemi i założył go sobie z powrotem na głowę, tym razem zakrywając tylko jeden róg.

Po złożeniu ukłonu diabeł zapytał się:

- Ponowie wzywali? Jestem tutaj by spełnić życzenie jednego z was w zamian za podpisanie wiążącego Kontraktu.

Thor teraz ze zgrozą przypomniał sobie wcześniej wypowiedziane przez niego słowa:

- Niech mnie diabli wezmą po trzykroć do piekła i z powrotem, jeśli i tym razem wyjdziemy bez większego problemu. -

Zdaje się, że to tą prośbę miał na myśli diaboliczny przybysz.

W pierwszej chwili Argon nie bardzo wiedział o co chodziło. Patrzył raz to na Thora, raz na zjawę. Po minucie ciszy przypomniał sobie dopiero niedawną obietnicę swojego towarzysza.
- Chyba natszedł czas, bym to ja uratował Ciebie. - syknął do towarzysza.
Zmarszczył brwi, przyglądając się poczwarze. Rozpoznał ją z ilustracji ksiąg Zakonnych. Byli to wysłannicy, poselstwo z innego wymiaru. Kłopot był tylko w tym, że nikt nie zdołał opisać dłuższej relacji z tymi stworzeniami, jako że wykonywali oni swoje rozkazy skrupulatnie, zazwyczaj karcąc badacza śmiercią.
- Mości diable... - zaczął Argon i zrobił stosowny ukłon, podobny do tego, który zrobił ich gość. Nie był on może tak precyzyjny, ale świadczył o wysokiej kulturze. Nauki Deleghita obejmowały nie tylko sztukę walki. Wszakże cóż to za rycerz, który nie umie się zachować z damami przy stole? Po ukłonie zgiął lekko za plecami lewą rękę, prawą gestykulując.

- Doceniam wielce to, se pofatygował się pan s pszybyciem do tak ponurego i cuchnącego miejsca... - tutaj kapitan wykrzywił twarz, patrząc z obrzydzeniem na otoczenie. Po chwili kontynuował, spoglądając wprost na czerwone ślepia czarta - Chciałbym jednaksze, by szanowny pan sechciał swaszyć na kilka nieścisłości f wypowiedzi mojego nieszczęsnego towaszysza podrószy. Rosumiem, se ma pan proste wytyczne względem niego. Szczerze mófiąc, na pana miejscu postąpiłbym w bardzo drastyczny sposób, s uwagi na niewypaszony jęsyk elfa, któremu taka przechacka do jaksze uroczego miejsca, z pewnością pomogła by ujarzmić nieco poryfczą osobowość charakteru.

Argon, czując że rozluźnił trochę sytuację ruszył z miejsca, robiąc kilka kroków z lewej do prawej, jednak cały czas skracając dystans do rozmówcy.
- Niestety, nie moszna jednak sapominać o najwaszniejszym. Jak fszyscy tutaj wiemy, szanowny kolega elf, mófiąc f złą godzinę o wyjściu bes szwanku. Jednak to wyraszenie, to szecz gustu. Czy problemem mosze być dla mnie dajmy na to ból roguf albo ogona? Nie, ponieważ na szczęęście nie mam takowych nasządów. Jednak juz dla szanownego pana czarta moze być to czynnik utrudniający wykonyfanie sawodu. Mojemu towarzyszowi nie spadł fwos z głofy, jednak ja straciłem piękny dar czystej, fspaniałej mowy. Ahh, na prószno mi teraz szukać roswiąsanie na mój kłopotliwy problem...Jak szyć s taką pogardą seplenienia? Czy dama mego serca mnie kiedyś srosumie? Szanowny pan czart doskonale wie, jak mowa jest waszna w pracy jaką pan wykonuje, dlatego liczę na srosumienie i wyrosumiałość.

Argon był teraz w odległości dwóch metrów od czarta, który rosnał w oczach i był wyższy od przeciętnego człowieka. Czart patrzył na niego z ciekawością. Tyberiusz odchrząknął i powiedział stanowczym głosem.
- Dopóki los nie naprafi tego dręczącego saniedbania, mój tofaszysz nie mosze spełnić pańskiej prośby...

Diabeł z rosnącym uśmiechem przysłuchiwał się mowie Argona. Gdy człowiek skończył mówić, diabeł stanął do podróżników bokiem i podniósł powoli prawą dłoń na wysokość głowy Argona, który nie wyczuwał w tym podstępu, więc nie ruszał się. Diabeł uniósłszy prawą dłoń pstryknął palcami głośno i wdzięcznie.

Argon poczuł, jak blizny na dziąsłach zaczynają się goić i że odrastają mu nowe, śnieżnobiałe zęby, idealnie dopasowane jak jego własne.

- Los naprawił "dręczące zaniedbanie". A teraz mości elfie....

Diabeł pstryknął palcami i w mgnieniu oka i diabeł i Thor zniknęli w nagłym wybuchu czerwonych płomieni. Po 2 sekundach nie było po nich śladu.

***********************

Thor obudził się w dziwnym miejscu. Leżał na łóżku. Przez dłuższą chwilę miał całkowity mętlik w głowie.
Gdzie ja jestem i co ja tu robię?
Elf przez chwilę jeszcze leżał starając się przypomnieć sobie, co się stało. W końcu fakty zaczynały powoli łączyć się w jedną całość.
Wiem. Jestem pewnie więziony przez tego cholernego diabła. Tylko teraz pytanie, gdzie on jest...
W tej chwili obok dziwnego łoża pojawiła się duża kula ognia, z której wyłonił się wspomniany diabeł.
- Witaj, mości elfie. Widzę, iż się już obudziłeś. Rozumiem więc, że nadszedł już czas, aby podpisać cyrograf.
Diabeł, tak jak w momencie porwania, złożył iście dworski ukłon w stronę elfa. Thor powoli, niemal bez żadnych emocji usiadł na łóżku. Wtedy spostrzegł, że to, co uważał za łóżko, w rzeczywistości było zbiorem różnego rodzaju skór, rozpiętych na stelażu z kości. Prawdopodobnie ludzkich, elfickich, krasnoludzkich i niziołczych. W pierwszym momencie, Thor wzdrygnął się, ale po chwili się uspokoił.
- Cóż, mniemam, iż spałeś dość dobrze, mości elfie.
- Thor.
Odpowiedź elfa lekko zdziwiła czarta.
- Mówią na mnie Thor. Nie lubię dworskich etykiet. Są zbyt sztywne.
- A więc dobrze, Thorze. Sprawa przedstawia się jasno. Zaproponowałeś, iż mogę Ciebie zabrać do piekieł, jeśli tylko ocalejesz ty i twój towarzysz. A więc proszę, oto cyrograf.
Elf przez chwilę patrzył na diabła i na cyrograf.
- Ale zaraz, chwila. Nie przypominam sobie, żebym godził się na oddanie duszy.
- Przecież sam powiedziałeś, "niech mnie diabli wezmą, jeśli i tym razem wyjdziemy bez większego problemu."
- Coś takiego powiedziałem?
Thor zamyślił się
Czy ja to powiedziałem? Dokładnie tak? Nie, chyba nie. Niech mnie diabli wezmą? Nie. Niech mnie po trzykroć wezmą. Też nie. Jak to było.
Wiem!

Głos diabła wyrwał elfa z zamyślenia.
- Więc proszę, abyś nie przedłużał tego więcej i nie marnował mego czasu na czcze gadanie. Jako sługa Beliara mam wiele obowiązków. Aczkolwiek twoja dusza jest na tyle cenna, że jestem skłonny dać Tobie jeszcze trochę czasu.
- A czemuż to moja dusza jest na tyle cenna, że taki sługa Pana ciemności jak ty, sam fatyguje się o jej zdobycie?
- Ponieważ sam się zgodziłeś na to. Widzisz, ci nieszczęśnicy, których dusze dostały się w posiadanie Beliara, są niewiele warte. Jako że są zmuszane do posłuszeństwa, nie mają wiele mocy. Nie potrafią one zapanować nad potężniejszymi ciałami. Często też bywa, że świeżo wskrzeszony szkielet rozpadał się, bo dusza była już zbyt zmaltretowana. Wtedy taki delikwent staje się pożywieniem dla innych.
- A więc dusza, która sama zgodziła się na służbę Beliarowi jest odpowiednio silniejsza?
- Tak, Thorze. Zostają one wtłoczone do innych ciał, niż te słabsze. Byłbyś na przykład liszem albo jakimś innym, bardzo silnym nieumarłym.
- A zachowałbym swoją wolę.
Diabła lekko zaskoczyła to pytanie.
- Cóż, po dużej części tak, ale stale słyszałbyś głos swego Pana i byłbyś bezwzględnie posłuszny jego woli.
- W takim razie muszę odmówić podpisania tego cyrografu.
- Nie, to jest niemożliwe. Powiedziałeś...
- Wiem co powiedziałem, a to że Ty źle odebrałeś moje słowa, to już twój problem.
Diabeł zaczynał się powoli denerwować takim obrotem spraw.
- Ależ nie. Powiedziałeś prosto, że mogę Ciebie wziąć do piekła, jeśli przeżyjecie. I przeżyliście.
- I tu się mylisz. Powiedziałem "Niech mnie diabli wezmą po trzykroć do piekła i z powrotem, jeśli i tym razem wyjdziemy bez większego problemu.". Jak słyszysz, miałem również wrócić z piekła z powrotem.
Diabeł wydawał się już bardzo rozjuszony.
- Nie obchodzi mnie to. Jeśli już tu jesteś, to masz podpisać ten cyrograf.
- Nie. Nie podpisze. Moja dusza wciąż należy do mnie, a według umowy, mogę jeszcze dwa razy przybyć tutaj i powrócić do mojego świata.
Diabeł sięgnął po mały dzwoneczek i zaczął nim dzwonić kreśląc odwróconą ósemkę przed sobą, na wysokości piersi.
- Podpiszesz.
Głos czarta zbiegł się z dźwiękiem dzwoneczka. Stawał się coraz bardziej natarczywy, w końcu zaczął odbijać się jakby w głowie Thora.
- Podpiszesz. Podpisz. Podpisz. Podpisz.
Głos stał się nieznośny, nie do wytrzymania. Elf nie mógł mu się dłużej przeciwstawiać. Jak przez mgłę widział, jak jego ręka sięga po pióro. Jak na jego dłoni pojawia się krwawa smuga i jak pióro moczy się we krwi. Jego krwi.
- NIEEEE!
Thor ciężko dyszał, szybko zabrał rękę znad cyrografu, na którym zaczął już prawie się podpisywać. Kropla krwi spadła na cyrograf.
- Jestem zdumiony. Oprzeć się mocy Sarnetha, to nie lada wyczyn. Cóż, najwyraźniej nic od ciebie nie uzyskam. A więc GIŃ.
W tym momencie serce Thora zostało przebite przez jeden z szponów, nagle wydłużony. Thor jeszcze tylko zapamiętał, jak czart odstawia na miejsca dzwonek.
Po chwili ciemność całkowicie ogarnęła umysł elfa.

************

Śmierć była inna, niż sobie to wyobrażał Thor. Czy ktoś w ogóle może wiedzieć, jak będzie wyglądała śmierć? Ciemność, brak jakichkolwiek odczuć. To było co najmniej dziwne. Ale po chwili, która wydawała się wiecznością, albo po wieczności która wydawała się być chwilą, coś poczuł. Jakby go ktoś wołał.
- Przybądź i bądź mi posłuszny. -
To chyba Beliar. Czy jednak mam się stać jego marionetką?
Coś zaczęło go ciągnąć. Na początku tego niemal nie poczuł tego, ale po chwili uczucie nabrało na sile. Coś go ciągnęło, ale nie wiedział co. Wiedział, że gdyby się przeciwstawił, mógłby zostać tam, gdzie jest. Ale ta siła stała się trochę zbyt nachalna. Podobnie jak tamten dzwonek, Sarneth.
Jaki dzwonek? Aha, już wiem który. Przydałby mi się taki. Ale to jest słabsze, dużo słabsze.
Ale też to wołanie dawało nadzieję. Nadzieję na życie? A przynajmniej na istnienie.
Odpowiedział na wołanie. Przepłynął przez to, co ludzie uważają za nieprzebyte. Przez bramę śmierci, w kierunku z którego się jedynie przybywa.

************

Thor otworzył oczy. Powieki były jakieś dziwne, za ciężkie i jakby... obce?
Z początku elf nic nie widział. Jego oczy musiały się przyzwyczaić do otoczenia. Dopiero po chwili spostrzegł, że do jego uszu dochodzi jakby śpiew, ale nie słyszał go dokładnie. Jakby dochodził on z bardzo daleka. Śpiew stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy, jakby zbliżał się do jego źródła. Ale nie poruszał się. Ciało Thora było ciężkie, oporne i jakby obce. Jakby ktoś wcisnął jego w jakieś inne ciało. Po dłuższej chwili elf przyzwyczaił się do otoczenia.
- Bracia udało się. Oto nowy sługa naszego pana. -
Thor spojrzał przez swoje nowe oczy na zebranych wokół kultystów. Zauważył na ziemi różne symbole i znaki, także jakiś pentagram. Znajdowali się w jakimś grobowcu, na oko jakiegoś wojownika. Świadczyły o tym część przedmiotów. które znajdowały się w grobowcu. Przez chwilę były elf, a aktualnie nieumarły, patrzył też na twarze kultystów. Było ich tylko trzech.
- Powstań sługo Beliara. Odpowiedz na wołanie swego pana i bądź mu posłuszny.
Powiedział to jeden z kapłanów, najwyraźniej najsilniejszy i najważniejszy z tej trójki. Thor uśmiechnął się, pokazując zniszczone czasem zęby. Spostrzegł leżący na pokrywie grobowca miecz. Sięgnął po niego, czym zdziwił dość kultystę.
- Co robisz, masz się słuchać woli Pana!
Thor wyszczerzył jeszcze bardziej zęby, czym przeraził dwójkę pozostałych akolitów.
- Wiedz, że twój pan nie ma nade mną władzy. -
Mówiąc to, nieumarły ruszył z mieczem na akolitę. Ten nie miał szans aby się obronić, lub choć cofnąć się przed atakiem. Miecz niemal bezbłędnie trafił kapłana w szyję. Stara klinga nie złamała się, a nawet weszła głęboko w ciało sługi beliara. Krew trysnęła z przeciętych żył, ochlapując Thora i pozostałych akolitów.
- Nie, to nie może być. Nikt nie może przeciwstawić się... - Ostrze błysnęło w nikłym świetle i utkwiło w trzewiach kolejnego wyznawcy beliara.
- Najwyraźniej może. - Thor wyciągnął miecz z brzucha akolity. Ostatni sługa stał przerażony po drugiej stronie sarkofagu. Przez chwilę stał w osłupieniu, patrząc się na przyzwanego przed chwilą nieumarłego i na ciała swych towarzyszy. Łoskot upadającego ciała i głos Thora wyrwał go z zadumy.
- Piękny miecz. Choć tak stary, wciąż czuję zawartą w nim magie. - Nieumarły ruszył w stronę akolity.
- Teraz twoja kolej, beliarskie ścierwo. - Akolita, próbując się ratować, rzucił zaklęcie w stronę nieumarłego. Thor odruchowo starał się zasłonić mieczem. Ku zdziwieniu żywych i prawie żywych, miecz wchłonął czar. Przez to na klindze pojawiło się kilka dość mocnych pęknięć.
- Ty cholero. - Thor ruszył na kapłana z pełną szybkością. Akolita próbował jeszcze coś zrobić, ale nieumarły był za szybki. Ostrze wbiło się po samą rękojeść w ciało mężczyzny, przebijając serce i płuco. Ciało osunęło się, ukazując połamane ostrze. Miecz pękł dokładnie tuż przy rękojeści. nie nadawał się już do niczego.
- Szkoda miecza. - Nieumarły rozejrzał się po grobowcu. Spostrzegł jakieś szaty, rzucone w kąt. Sam nie wyglądał najlepiej, szkielet praktycznie bez resztek ciała, ubrany w rozpadające się tuniki.
- Cholera, czy nie mogli mnie ubrać w coś lepszego. Ciekawe gdzie do cholery jestem. -
W tym momencie Thor skulił się z bólu. Nie fizycznego, lecz raczej bólu duszy. Najwyraźniej jego nowe ciało niezbyt przyjemnie witało nowego domownika.
- Muszę znaleźć swoje ciało, o ile jeszcze nie zostało pożarte przez jakiegoś potwora. Albo przerobione na łóżko. - Nieumarły wstał i dokładnie rozejrzał się po krypcie. Znalazł jakieś ubrania w miarę zasłaniające jego ciało, a przy akolitach odnalazł ciekawą księgę. Najwyraźniej akolici z niej czerpali wiedzę na temat przywołań. Thora przykuł jednak inny fragment. Mianowicie zaklęcia bram, pozwalające otwierać przejścia pomiędzy tym światem, a światem demonów. Potężne zaklęcia pozwalały przywołać potężne sługi Beliara. Zwykły człowiek nie przeżyłby takiego przejścia, lecz ciało Thora nie było już zwykłe. Obok zaklęcia była notatka, mówiąca że żadna istota, nie stworzona przez Beliara nie może przekroczyć tego typu bram bez żadnej umowy zawartej ze sługa Pana Ciemności.
- Zaraz, ja przecież takową umowę posiadam. Niech mnie diabli wezmą po trzykroć do piekła i z powrotem, jeśli i tym razem wyjdziemy bez większego problemu. według tego, mogę jeszcze dwa razy przejść przez taką bramę. Ciekawe. - Thora pochłonęły przygotowania zaklęcia.

************

Zaklęcie okazało się nie tak trudne jak przypuszczał Thor. Na szczęście akolici mieli wszystkie potrzebne mu składniki. W końcu udało mu się wyrysować odpowiedni pentagram na ziemi. Zanim rozpoczął zaklęcie, ustalił miejsce, do którego mógłby wracać bezpiecznie. Uznał, że tego grobowca wyznawcy mrocznego boga już raczej nie będą wykorzystywać. Ustalenie tego było niemal dziecinnie proste, w porównaniu z czekającym go zaklęciem. W końcu, gdy uznał, że już wszystkie przygotowania miał skończone, rozpoczął rytuał. Zaczął inkantacje. Czuł magię sączącą się z jego ciała do pentagramu, gdzie była odpowiednio umieszczana i wzmacniana. Po dłuższej chwili poczuł mrowienie w całym ciele i... znalazł się w znanym mu już pomieszczeniu.

************

W komnatach potwora nie było właściciela. Najprawdopodobniej wyruszył na wezwanie swojego pana. Elf rozejrzał się po pokoju. Tak, był to ten sam pokój w którym leżał i rozmawiał z demonem. To samo łóżko stało w tym samym miejscu. Tak samo ochydne.
Ciekawe czy moje ciało jest tu gdzieś jeszcze. Mam nadzieję, że nie przerobili go na łóżko.
Thor wzdrygnął się na tą myśl.
- Pan tych komnat jest poza swymi włościami. Czy w czymś pomóc? -
Nieumarły przeraził się głosu, który rozległ się za jego plecami. Szybko odwrócił się i przybrał postawę obronną.
- Najmocniej przepraszam, Panie. Mam nadzieję, że nie przeraziłem Pana. W czymś mogę pomóc. -
Głos okazał się niewielkim impem. Thor uspokoił się.
Najwyraźniej ten malec bierze mnie za jakiegoś gościa. A może by tak go wykorzystać?
- Owszem możesz mi w czymś pomóc. Mam odebrać pewne rzeczy od twego pana. -
- Jakie dokładnie, Panie? - Imp nie zwietrzył podstępu. Najwyraźniej nigdy jeszcze nie zdarzyło się niczego takiego, aby ktoś nieproszony dostał się do tego miejsca.
W tym momencie nieumarły zauważył swoje dawne ciało. Było ono za małą gablotką.
- Już nie ważne, właśnie je znalazłem. - Wskazał na swoje ciało - To. -
-Niemożliwe. Ciało to jest pamiątką naszego pana po śmiałku, który odważył się przeciwstawić jego mocy. Skutecznie. -
Imp wybił Thora tym nieco z tropu. Elf wpadł natychmiast na dość ryzykowny pomysł.
- Właśnie dlatego mam odebrać to ciało. ze względu no jego odporność. Uzgadniałem już to z twoim panem. Chcesz się przeciwstawić swemu panu? Porozmawiam z nim, aby skazał Ciebie na najcięższe męki, jaki tylko sobie możesz wyobrazić za to nieposłuszeństwo! -
Głos nieumarłego odbił się od ścian komnaty. Imp na wspomnienie o rozmowie z jego panem stracił część swojej pewności, a na wspomnienie o torturach złamał się.
- Wybacz mi, ja nie chciałem Pana urazić. Oczywiście, nie przeszkadzam panu w spełnieniu pana obowiązku. Najmocniej przepraszam i proszę o pokutę. -
- Pomyślę o tym. A teraz idź stąd i nie pokazuj mi się na oczy. -
Imp zniknął w chmurze cuchnącego dymu.
- No, nareszcie mogę w spokoju zająć się tym, czym powinienem.-
Thor z lekkimi trudnościami uniósł gablotkę i postawił ją obok. Znalazł też w pokoju swoje rzeczy. Ciało elf było nienaturalnie blade, ale dobrze zachowane. A także bardzo zimne w dotyku.
- No to zaczynamy przedstawienie. - Elf cicho zaśmiał się do siebie. Czuł coś w głębi duszy. Jedno, to jakby uczucie wypychania, a drugie to ciągnięcia. Ciągnęło go jego własne poczciwe ciało. Chciało połączyć się z duszą, tak samo, jak dusza chciała się połączyć z ciałem. Drugie to znane mu zbyt dobrze uczucie odrzucenia duszy przez aktualne ciało.
Skupił się na obydwóch uczuciach. Po poczuł się wolny, jakby mógł ulecieć w powietrze. Przez chwilę jego Ja dryfowało w powietrzu, po czym przeniosło się do właściwego ciała.
- khhhoo - Elf zakaszlał kilka razy. Jego gardło było całkowicie wyschnięte. Thor szybko zaczął szukać w komnacie czegoś do picia. Po chwili przypomniał sobie, że w plecaku powinien mieć jakąś wodę. Przy plecaku była faktycznie manierka z wodą. Elf wziął parę łyków płynu i od razu poczuł się lepiej.
- No to co my tu mamy, mości diable. Coś mi się należy za twoje "przywitanie" - Thor wzrokiem przeszukiwał komnatę. Przypomniał sobie o pewnym dzwonku.
- zaraz zaraz, gdzie ty go schowałeś, dupku. A, chyba pamiętam. - Elf sięgnął po dzwonek. Uważał, aby przypadkiem nim nie zadzwonić. Potem na to samo miejsce odstawił dzwonek, który miał w swoim plecaku.
Thor założył plecak na swoje ramiona i przygotował w sobie energię magiczną.
- Czas do domu. AVERKULIS DESTERTION -
Elf zniknął tak samo, jak się pojawił. Mgnieniem oka Thor zauważył jeszcze, jak pojawiał się właściciel komnaty. Na szczęście tyłem do niego.

************

Elf pojawił się w grobowcu. Tym razem w swoim właściwym ciele. Przejrzał jeszcze raz ciała akolitów i przeszukał grobowiec, nie znajdując nic ciekawego.
-Jak miło być znów we własnym ciele. Ciekawe czy byłbym w stanie przejść do innego ciała. - Elf spojrzał na ciało jednego z akolitów. - Jeśli bym się skupił tak samo, jak wtedy... - Elf skupił w sobie energię magiczną. Myślał nad tym, aby wyjść ze swego ciała i wejść w ciało zmarłego. Było to dużo trudniejsze, ale widział duchową drogę, która umożliwiała mu odejście od swego ciała. Po chwili, podczas której myślał, że nic się nie dzieję, Thor otworzył oczy i stanął zdziwiony. Oto przed jego oczyma znajdowało się jego ciało. Elf spojrzał na siebie i stwierdził, że znajduje się w ciele akolity.
Super. Nie myślałem, że ud mi się to. Dobra, czas wracać do swojego ciał.
Elf ponownie skupił się na sobie i swoim ciele. Tym razem poszło mu duże łatwiej.
- Hmm wracać jet dużo prościej. - Elf poczuł mocne osłabienie. Najwyraźniej jego moc była bardzo wyczerpująca. - Lepiej tu odpocznę. Nikt nie wie, co się może dziać na zewnątrz. -
Thor odpoczął jakiś czas. Przejrzał swój ekwipunek i wyrzucił kilka niepotrzebnych rzeczy, po czym ruszył w stronę drzwi i wyszedł do... lasu... Grobowiec okazał się komnatą ukrytą w jakieś jaskini w lesie. Było to miejsce jakiegoś pradawnego kultu, gdzie czczono pewnie siły natury. Dziwne miejsce, ale cóż, nie dane jest zrozumieć o co w tym wszystkim biega.

************

Po kilkugodzinnym błąkaniu się po lesie Thor w końcu zauważył jakieś miasto. Była to Akila.

Umiejętności:

    Walka wręcz (miecz krótki) - Adept
    Magia iluzji - Adept
    Magia Ognia - Adept


Cechy:

    - Nieugięta wola - odporność na wszelkie negatywne wpływy na umysł (zauroczenie, strach itp.)
    - (Straszny) Zimny profesjonalista - blada cera, zimne, martwe spojrzenie, wyprostowana, sztywna sylwetka, brak okazywania jakichkolwiek emocji, nieugięty, surowy wyraz twarzy; to wszystko sprawia, że większość ludzi robi pod siebie jeszcze zanim pomyśli o walce; postać sprawia wrażenie wykwalifikowanego, bezwzględnego profesjonalisty nie lękającego się niczego; wzbudza strach
    - Wytrzymały organizm
    - Widzenie w słabym świetle
    - Czuły słuch


Atuty:

    - Pozyskiwanie łusek, płytek, chitynowych pancerzy
    - Przejecie ciała (Dusza Thora może "wyjść" z jego ciała i przejąć zwłoki humanoida)


Czary:

Stopienie się z cieniem
Wymagania: komponenty werbalne, somatyczne i materialne (szczypta popiołu, kawałek czarnego materiału, kawałek szkła)
Działanie: Postać rzucającego lekko się rozmywa i stapia się z cieniami, przez co trudniej zauważyć czarodzieja
Czas trwania: 30 minut
Zasięg: rzucający
Koszt many: 20 pkt many

Wywołanie dźwięku
Wymagania: komponenty werbalne, somatyczne i materialne (kawałek szkła, liść rośliny eraklesa (rośnie w lasach, górach oraz można kupić na rynku))
Działanie: Wywołuje niezbyt głośny dźwięk (nie głośniejszy od normalnej mowy)
Czas trwania: 5 minut maksimum (zależy od rzucającego)
Zasięg: 20 metrów
Koszt many: 20 pkt many

Ognista strzała
Wymagania: komponenty somatyczne, werbalne i materialne (pył bursztynowy)
Czas rzucania: 4 sekundy
Działanie: Mag wystrzeliwuje ognisty pocisk w kształcie strzały o średnicy 2 centymetrów i długości 10 centymetrów. Strzała natychmiastowo oparza trafione ciało (oczywiście zwęglenie obejmuje średnice 2 cm). Mało zabójcza, przydatna do podpalania np.: ubrań wrogów oraz świec na odległość. Strzała leci prosto przed siebie i ulega rozproszeniu gdy zderzy się z celem, obojętnie czy to jest ściana, czy obrany za cel wróg.
Koszt: 7 pkt many
Zasięg: 15 metrów

Podpalenie
Wymagania: komponenty werbalne, somatyczne i materialne (bryłka siarki, bryłka węgla, fiolka rtęci)
Działanie: Podpala dany obiekt. Ogień jest gwałtowny i nie ugaszony w ciągu pierwszych 10 sekund obejmuje cały cel i spala go.
Czas rzucania: natychmiastowy
Czas trwania: do spalenia celu lub do ugaszenia
Zasięg: 20 metrów
Koszt many: 35 pkt many
Uwaga: Niepalne przedmioty jak metal są odporne na działanie tego zaklęcia. Można zmieszać ten czar z magią iluzji tworząc np. iluzje podpalenia wzbudzającą identyczny strach i ból, ale ofiara przeżywa i jest gotowa na dalsze tortury.

Aura Ognia
Wymagania: komponenty werbalne, somatyczne i materialne (bursztyn o wartości przynajmniej 5 sz)
Działanie: Rzucające ogarniają magiczne płomienie spowijając jego postać. Jego oczy zapalają się i wyglądają, jakby płonęły pod powiekami, włosy przybierają czerwoną barwę i zaczynają falować. Postać maga wydziela z sebie ogromny żar, wokół jego postaci i członków krążą ogniki. Czar ten spowija maga auro ognia. rzucający wydaje się potężniejszy, groźniejszy. Przeciwnicy dobrze pomyślą, zanim zaatakują, sojusznicy nabiorą większego szacunku.
Czas rzucania: natychmiastowy
Czas trwania: do 30 minut
Zasięg: rzucający
Koszt many: 15 pkt many
Uwaga: na zaklęcie nie wpływają żadne kary związane ze zdrowiem rzucającego




Postać:

- Zwykły krotki miecz, używany do normalnej walki w dzień.
- Krótki miecz „Bratobójca” - miecz, którym Thor dokonał pierwszego morderstwa. Uśmiercił nim swego brata, twórcę miecza. Przez lata podróży, Thor zmienił wygląd miecza na tyle, aby łatwiej było pokryć go trucizną. Na całej długości miecza rozchodzą się małe rowki, równoległe do ostra, dzięki czemu większa dawka trucizny dostaje się do organizmu przy zranieniu. Miecz jest lekko zakrzywiony, ostrze ma długość 60 cm, a rękojeść jest prosta, bez żadnych zbędnych dodatków. Ostrze jest pomalowane na czarno, aby nie odbijało światła. [zatruty - pozostały 2 zatrute ciosy]
- mistrzowski mithrilowy sztylet [niezatruty]
- lekka zbroja skórzana
- dzwonek Sarneth (Narzuca przeciwnikom wolę dzwoniącego, schowany w wełnianej "skarpecie")
- torba na komponenty
- bursztyn
- 3 komponenty do Podpalenia
- 10 komponentów do Ognistej Strzały
- 9 komponentów do Stopienia się z cieniem
- 10 komponentów do Wywołania dźwięku
- Ubranie: (wełniane spodnie, podarta lniana koszula; wełniany płaszcz, skórzany kubrak; wszystko w ciemnych kolorach)
- 4 sz,
- 8 srebrników
- 7 miedziaków
- pół miedziaka
- ćwierć miedziaka

Ekwipunek:

- Fiolka trucizny 250ml (trucizna porażająca nerwy oraz wywołująca w nich paraliżujący ból; słabo rozchodzi się po organizmie; zabójcza tylko w przypadku zranienia w pobliżu ważnych organów (np. płuca, serce, mózg, rdzeń kręgowy); 10 ml wystarczy do osiągnięcia efektu; zatruwając broń potrzeba minimum 50 ml, tak więc tylko najbliższe 5 ciosów bronią będzie zatruwało; dawka 20 mililitrów wprowadzona nawet w niewrażliwe miejsce spowoduje u wroga utratę przytomności z bólu)
- różdżka (zwiększa siłę zaklęć kosztem większej ilości many; zwiększenie sił jest wprost proporcjonalne do zwiększonych kosztów many (czyli np. zwiększenie siły zaklęcia o 50% zwiększy także jego koszt o 50%) [pozostało 21 ładunków]
- wisior widzenia w ciemności (zasięg 50 metrów)
- 2 pochodnie
- ręczna osełka do ostrzenia mieczy
- lina jedwabna (15 metrów)
- hak
- arkusz papieru
- ołówek
- blaszana podkładka
- śpiwór
- hubka i krzesiwo
- rację żywnościowe na 10 dni
- Księga akolitów - podstawy nekromancji

- Fiolka (25ml) z miksturą z Gromskiej ropuchy, działanie: Paraliż (4 godziny), łzawienie, potrzebne około 5ml do działania.
- Tytoń Jagerdana
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 13